I znowu szukam wiatru, mazurskiego wiatru...

Mazury 2018




Po długich przygotowaniach, formalnościach, pracach logistycznych wreszcie można zająć się plecakiem, odkurzyć odłożoną chwile już temu mapę, upakować wszystkie żeglarskie podkoszulki, sprawdzić struny w gitarze i biec na zbiórkę. Mazury czekają.

tl_files/kanajacht/Galeria/Mazury 2018/Mazury '18 10.gif



Z małym opóźnieniem ruszyliśmy w drogę, kilka minut po 21 czyli ok. 22. Szybko minęła, przynajmniej dla nas, może troszkę gorzej dla Artura i Piotrka, którzy sprawnie nas dowieźli na miejsce. O 8 rano Węgorzewo przywitało nas słonkiem, delikatnie przebijającym się przez chmury. O 9 Artur, nasz Szef "Klubowego Departamentu od Spraw Duchownych", zorganizował Mszę na rozpoczęcie rejsu. Później już pozostały nam tylko obowiązki żeglarskie. Odebranie jednostek, rozdział prowiantu i zamustrowanie załóg. Poszło sprawnie, choć w deszczu i z poszukiwaniem jednego kompletu prowiantu, który chwilowo zaginął. O 15 na wodzie, Mamry ucieszyły nas solidną 3 bf, a czasami nawet 4.


Pomost w Kietlicach blisko, odcinek niewielki, tak by akurat zapoznać się z jachtem, zwłaszcza dla tych, którzy pierwszy raz na jednostce. Cumowanie, powitanie od sympatycznego bosmana, chwila dla załóg i o 20 ognisko. Załogi chyba trochę zmęczone po drodze autokarem, bo po pieczonej kiełbasce szybko rozeszły się na jachty. O 23.30 zostali samotni sternicy, gitara i wielorybnicze szanty na pożegnanie dnia. Chłodno tylko 10 stopni, ale za to wszystkim się dobrze śpi. Czekając na kolejny dzień zasypiamy z widokiem na Mamry rozświetlone księżycem.  


tl_files/kanajacht/Galeria/Mazury 2018/Mazury '18 20.gifNastępnego dnia poranna Msza w Kietlicach udała nam się jeszcze w ciepłych promieniach słońca. Prognozy przewidywały niestety, że to ostatnia słoneczna część dnia. Około 10 ruszyliśmy w wyścigi z chmurami, które raz co raz próbowały zasłonić nam niebo nad głowami. Plus tego był taki, że mieliśmy korzystny wiatr i do tego o całkiem solidnej sile. Dargin i Kisajno, na 2-3 halsach baksztagiem i 4 bf, tylko przemknęły w kilka chwil żeglugi. A to całkiem spory kawał akwenu. Jak na razie wygrywamy z czarnymi chmurami. Teraz kanały. Nawet one minęły jakoś szybko i mało nudnie, pewnie wpasowały się do całości trasy. Niegocin dalej wietrzny i zafalowany. Na szczęście nad Giżyckiem zatrzymał się kolejny front, który zwiastował ulewę. Już tylko Boczne i przed nami zatoka z przystanią, która była naszym celem. Rybaczówka. Strefa kibica gotowa. I może na tą część wieczoru spuścimy zasłonę milczenia, nasze kibicowanie nic niestety nie pomogło. Po meczu chmury nas dopadły i wygrały z nami nierówną walkę solidnie nas mocząc. A może to płacz nad jakością gry reprezentacji na mistrzostwach... to jeszcze długo będzie lało...  


Poranek bez zmian, wciąż padało, a kto spał na pokładzie, boleśnie, a w zasadzie mokro, przekonał się o tym o 4 rano, gdy deszcz zaczął zacinać pod tent. Ewakuacja na dek mesy i jeszcze kilka chwil snu w mokrym śpiworze. W zasadzie, jeśli w jakiś dzień miało padać, to dobrze, że w ten, bo najmniej ciekawy żeglarsko, z uwagi na przeprawę przez kanały. Szybkie nabożeństwo w Rybaczówce i na wodę. Jagodne w deszczu, kanały w deszczu. Na Tałtach trochę się przetarło niebo. Po drodze część załóg zatrzymała się na smażonych rybach w pływającej smażalni na jeziorze Szymon, a część popłynęła na pierogi do Zielonego Wiatru na Tałtach. Tym razem zachwyciły pierogi z czerwoną soczewicą. W Mikołajkach byliśmy około 19. Małe problemy  z cumowaniem, bo pomimo niewielkiej ilości żeglarzy, brak miejsca przy keji miejskiej. Po paru kółkach na wodzie w poszukiwaniu kawałka wolnego nabrzeża udało się. Rzuć kotwice, tak stoimy i można w deszczu pobiec na kolację do pizzerii Pierożek. Reszta wieczoru na łódkach, nawet nie dało się poszantować tradycyjnie na deptaku, bo wciąż padało. Mikołajki puste jak na wakacyjną porę. Trochę zasmuceni zasypiamy, jutro ma nie padać, będzie lepiej...


tl_files/kanajacht/Galeria/Mazury 2018/Mazury '18 39.gifNastępnego dnia od rana straszyło burzą, straszyło i nic z tego. W Mikołajkach Msza w kościele Św. Mikołaja, później wycieczka po wędzone sumy na następne śniadanie i siadamy do fotorelacji, może dlatego była z lekkim opóźnieniem. Na Mikołajskim wiało całkiem solidnie, kilka halsów i Bełdany stanęły przed nami otworem. Odcinek niewielki, ale śpieszymy się na tradycyjny mecz siatkówki kadra - uczestnicy. Załogi też straszyły, straszyły, że przegramy. Było jak z burzą choć, oddajemy honor, że walczyli dzielnie. Jak zawsze czekamy na wygrane okonki. Może kiedyś… Po meczu nasz specjalny gość, czyli już taka nasza klubowa tradycja z szantowym koncertem. Tym razem Grzegorz Polakowski z OKAW Sztorm. Trzygodzinny koncert skończył się niewiele przed północą. Rozochoceni szantami Grzegorza wyciągamy gitary i szantując, czekamy na wschód słońca. Niebo znów straszy deszczykiem i też nic z tego, czyli całkiem wygrany dzień...


tl_files/kanajacht/Galeria/Mazury 2018/Mazury '18 42.gifNastępnego dnia, od samego rana wreszcie „Lato, lato wszędzie”. Kamień żegnał nas promieniami słońca i rosnącą temperaturą. Temperatura na niektórych jachtach dodatkowo wzrosła jak postanowiły się ścigać na Bełdanach. Krótki postój na zakupy w Mikołajkach i dalej w drogę. Nie dość ze słoneczko to jeszcze całkiem przyjemnie wieje. Pogoda - miód na nasze żeglarskie serca. Na Tałtach załogi porozpływały się w różnych kierunkach. Rybka na Szymonie, pierogi na Jagodnym (oczywiście z jagodami) albo szybki kurs na Żurawią zatokę. 21 dopiero w porcie. Port malutki, ale uroku mu starcza na pewnie kolejne cztery. Korzystamy z wiaty ogniskowej i gitar. Szanty rozbrzmiewały do 1 (ups... 22 cisza nocna), a co niektórzy o północy rozpoczęli dopiero grę w „Mafię”. I tak kolejny dzień za nami. Kładąc się, ze smutkiem spostrzegamy, że zostały jeszcze tylko dwa. Jakiś krótki ten tydzień wyjątkowo.


Po porannej mszy Górkło szybko pozostało za rufą. Jak okazało się po chwili na wodzie, nasz grill (a w zasadzie Karola) również. Wszystko dlatego, że śpiesznie pędzimy do Wilkasów. Niestety jednej z załóg nie pozostało nic innego, jak wrócić się zatoką z powrotem do portu. Za wcześniejsze deszczowe dni Neptun postanowił nam wynagrodzić. Na Jagodnym 4 bf i przygrzewa słonko. Halsujemy ciesząc się szkwałami, które mocno przechylają jednostki. Na Bocznym dla ochłody wskakujemy do wody na szybką kąpiel. Niegocin na półwietrze i jednym halsie. Dobrze, bo musimy zdążyć na mecz. Szybkie cumowanie, klar portowy i biegniemy przed TV, mimo wszystko wciąż kibicować naszym. Tym razem w porcie PTTK. Wreszcie wygrana i w nieco lepszych humorach niż poprzednio możemy zabrać się za kolację. A ta dla części załóg nie byle jaka, bo pierogi ze szczupakiem. Kto nie jadł niech żałuje albo pędzi do Andrzeja w Wilkasach skosztować. Zasypiamy słuchając roznoszących się po wodzie szant z koncertu w porcie. Gra nasz zaprzyjaźniony OKAW Sztorm. Przez sen słyszę około 1 jak grają moją "Marysię".


tl_files/kanajacht/Galeria/Mazury 2018/Mazury '18 66.gifTradycyjnie już w Wilkasach poranny prysznic zamieniliśmy na wyjście do parku wodnego... bo taniej. Słońce coraz bardziej grzeje, wiatr tężeje - więc czas na wodę. Wyjście z portu i odcinek do Giżycka uzależniony od otwarcia mostu na kanale Giżyckim. 13.30 przepływamy przez most, a ok. 14 jesteśmy na Kisajnie. Rozbujane i zafalowanie. Wieje solidne 5 bf., Łabędzim Szlakiem płyniemy w stronę Sztynortu. Chwilami można się poczuć jak na morzu. Wiatr zrywa grzywki fal i raz co raz bryzą oblewa załogi. Żagle zarefowane, a i tak płyniemy w mocnym przechyle. W Sztynorcie jesteśmy na 19. Jeszcze odprawa załóg, wspólne nagranie naszego klubowego hymnu i czas wolny. Spontanicznie załogi odśpiewały jeszcze kilka szant, "Barkę", a nawet na specjalne życzenie "Hosannę" na 2 głosy. Kolacja i ostatnia noc na obozie. O 21 można było zerknąć na koncert szantowy w tawernie Dezeta. Później pozostało nam  tylko niekończące się zaganianie załóg na jachty i do koji. Daliśmy radę. Wychłodzeni wiatrem pakujemy się w śpiwory i mówimy dobranoc Sztynortowi.


Z uwagi, że to była nasza ostatnia obozowa noc i cisza nocna miała mały poślizg, pobudka oraz odprawa załóg i sterników nieco później. Kilka spraw organizacyjnych, podziękowania dla uczestników obozu za wspaniałą postawę i kadrze za poświęcony czas, zaangażowanie i włożoną pracę, której efektem był 16 obóz Kana JACHT. Mam nadzieję, że warty udziału i pozostawiający niezapomniane wspomnienia. Na jednostki i na wodę. Ostatnie spojrzenia na Dargin i ostatni już raz składamy maszt, by przepłynąć pod mostem w Harszu. Mamry otulone ciemnymi chmurami, rozbujane mocnym wiatrem i z błyskającym na brzegach systemem ostrzegawczym przed ciężkimi warunkami pogodowymi. Żagle zarefowane, sztormiaki założone i halsujemy do Węgorzewa. Neptun na pożegnanie w podziękowaniu chyba zsyła nam solidną 5 bf, a niebo płacze deszczem za nami. Żeglarsko pięknie. Aż żal wpływać w Węgorapę, która zaprowadzi nas do naszego portu macierzystego. Niestety to już koniec naszej żeglarskiej przygody. Jeszcze pakowanie, klar jednostek, zdanie ich bosmanowi i można wyjść na wspólną pizzę. Na zakończenie wspólne zdjęcie, ostatnie spojrzenie na nasze zacumowane jednostki i do autokaru. Można już zaczynać wspominanie i planowanie kolejnych rejsów. Mamy na to kilka godzin jazdy. Ale nie mówimy Mazurom żegnajcie, mówimy do zobaczenia wkrótce.


tl_files/kanajacht/Galeria/Mazury 2018/Mazury '18 74.gifRelacja relacją, ale i tak nie odda nawet połowy tego, co widzieliśmy i doświadczyliśmy. Mam nadzieję, że nasi stali uczestnicy nie zawiedli się kolejnym rejsem, a nowi połknęli żeglarskiego bakcyla. Mazury są wielkie i wciąż sporo szlaków i portów przed nami do odkrycia. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za udział w rejsie, za włożony codzienny żeglarski trud i pracę. Dumnie było oglądać naszą flotyllę sprawnie i dzielnie zmagającą się z wcale nie łatwymi warunkami pogodowymi. Bardzo dziękuję naszym klubowym sternikom za wspólne żeglowanie, poświęcony czas i nierzadko prywatne urlopy.
Mam nadzieje, że na kolejnym rejsie nikogo z Was nie zabraknie.  

 

tl_files/kanajacht/galeria2.png

Z żeglarskim pozdrowieniem - Wasz Komandor.

 

Wróć