Mazury 2020 Kana JACHT dla Was zaległa relacja... ku pokrzepieniu naszych żeglarskich serc

Mazury 2020


Mazury 2020... było pięknie, na pewno trochę trudniej, może ciszej, może w większym spokoju ale też z jakimś małym niepokojem gdzieś w zakamarkach myśli. Z naszej strony dołożyliśmy jak zawsze wszelkich starań by nasz rejs był niezapomniany. Wszystko przebiegło jak zawsze wspaniale, co jest nie tylko zasługą Kadry ale i wszystkich naszych załóg; a po noworocznym remanencie zapraszam do zaległej relacji.


tl_files/kanajacht/aktualnosci/maz2020b.gifMimo zbiórki prawie w środku nocy wszyscy punktualnie zjawili się na parkingu. Autokar na szczęście „połknął” wszystkie bagaże, co po widoku ilości plecaków wydawało się wręcz niemożliwe. Punktualny odjazd i przed nami niestety 10 h jazdy. Wujek Google poprowadził nas bocznymi drogami z uwagi na korki i wypadki na trasie, więc dopiero po 15 dotarliśmy do portu Keja w Węgorzewie. A później już wszystko w sporym pośpiechu żeby zdążyć do naszego portu docelowego a  jednocześnie umknąć chmurom burzowym i ew. załamaniu pogody. Odbiór jachtów, podział na załogi i mustrowanie się na jednostce,  szkolenie BHP oraz pierwsze wskazówki żeglarskie dla nowych załogantów. Do tego szybkie zakupy w wykonaniu sterników uzupełniające prowiant obozowy. 18 ruszamy, chmury burzowe do Węgorzewa a my w przeciwnym kierunku. Węgorapą na Mamry i w kierunku portu w Przystani. Udało się wyprzedzić ulewę i nasz pierwszy odcinek rejsu na silnikach pokonaliśmy w 1.5h. W Kętrzynie czekał na nas już Ks. Rafał i o 20 rozpoczęliśmy mszę Św. Później kilka jeszcze słów od niego o bezpieczeństwie na wodzie z racji jego obowiązków jako ratownika MOPR i pędem na kolacje. Żeglarskie ognisko z szantami to najlepsze powitanie Mazur jakie można wymyślić na rozpoczęcie obozu. Witamy Mazury a później powoli zmęczeni dniem powoli znikamy w czeluściach śpiworów. Ehhhh pięknie jest tu wrócić.


tl_files/kanajacht/aktualnosci/maz2020c.gifNastępnego dnia Mazury przywitały nas gorąco. I to dosłownie, palące słońce już o 6 rano nie pozwalało spać na pokładzie. Miało to swoją dobrą stronę bo już o 7 rano zabraliśmy się za przygotowanie fotorelacji. Następnie apel,  kilka spraw organizacyjnych i przede wszystkim omówienie zasad bezpieczeństwa na łódce jak również zaleceń sanepidu w związku z epidemią  i mogliśmy zabrać się za śniadanie. O 11 wszystkie jednostki po krótkim szkoleniu żeglarskim wolno snując się na ledwo, ledwo wiejącym wietrze skierowały się w stronę Harszu.  Pierwsze kładzenie masztu żeby przejść pod mostem poszło nader sprawnie. Dargin powitał nas nieco mocniejszymi powiewami lecz to i tak, to tylko jakieś 2 bf. Leniwie snując się przez Kisajno. ok. 15 dotarliśmy do naszej ulubionej zatoczki przy Pięknej Górze by chwilę odpocząć i trochę schłodzić rozgrzane słońcem ciała. Stąd tylko 15 min. do naszego portu docelowego Netta. Uroczy mały porcik z swoimi drewnianymi pomostami skąpany w promieniach słońca wyglądał jak z folderu reklamowego Mazur. W takich okolicznościach nawet gołąbki z nieco za twardą kapustą smakowały wybornie. Po chwili odpoczynku, prysznicach i klarze na pokładzie wszystkie załogi zgodnie zabrały się za siekanie warzyw na wieczorny kociołek. Nasze rozleniwienie słońcem chyba udzieliło się i jemu bo pomimo żaru na grillu, poganiania go radosną szantą zaczął bulgotać dopiero po 22. Z potrzebą chwili przesunięta cisza nocna pozwoliła nam zdegustować naszą węgierską zupę. Była całkiem niezła o czym świadczyły liczne prośby o dokładkę. Najedzeni, powoli rozeszliśmy się na jachty by zasłużenie odpocząć przed kolejnymi żeglarskimi wyzwaniami. A jutro podobno leje...


tl_files/kanajacht/aktualnosci/maz2020d.gifJeśli ktoś narzekał na poprzedni gorący dzień to dziś chyba Neptun wysłuchał jego próśb. Zaczęło się od samego rana, po apelu, śniadaniu, ledwo co pierwsze jednostki wypłynęły z naszego porciku solidnie lunęło. Na tyle solidnie, że zaczęły przeciekać dachy wiat przy pomoście lekko zalewając nasz sprzęt elektroniczny, bo postanowiliśmy przeczekać pod nimi największe natężenie deszczu. Na szczęście udało się uratować przynajmniej częściowo i dalej możemy przygotowywać naszą fotorelację. Reszta żeglarsko dosyć nudna, niestety bezwietrznie i parno, kanał Niegociński na silniku, Niegocin na silniku, Boczne na silniku. Zbierające się chmury dopadły nas na Jagodnym. Kolejna dzisiejsza ulewa przetestowała nasze sztormiaki. Akurat przed kanałami przestało. Kolejne 2 godziny warczenia silnika i wreszcie Tałty. I dwie wiadomości pogodowe. Dobra - całkiem przyjemny baksztag pozwolił nam pożeglować chwilę na postawionym foku i zła - nadciągające znad Rynu ciemne chmury skłaniały do jak najszybszego zacumowania w porcie Stare Sady. Zdążyliśmy ledwo, ledwo. Ostatnie cumy zawiązane już w deszczu. Jeszcze kolacja i załogi całkiem zniknęły pod pokładem. Leje coraz bardziej i tak już do 5 rano. Przeciekający tent, wilgotny sztormiak, mokry kokpit z zacinającym deszczem do środka. Mazurski klimat jak nic. Mimo wszystko daliśmy radę spać na pokładzie. Rano będziemy się suszyć.


tl_files/kanajacht/aktualnosci/maz2020e1.gifWtorkowy poranek przywitał nas promieniami słońca. Przydało się bo podlewani deszczem do 4 rano, potrzebowaliśmy się trochę ogrzać i przesuszyć. Pobudka i o 8 rano apel. Chyba rzadko bywa w tak komfortowych warunkach, załogi rozsiadły się w leżaczkach nad brzegiem jeziora z widokiem na keję skąpane w promieniach słońca. Kilka uwag organizacyjnych i omówienie planu na dzień bieżący i możemy zabrać się za przygotowanie śniadania, albo fotorelacji co poniektórzy. Chyba podmuchy wiatru zwiastujące wreszcie możliwość popływania pod rozpostartymi żaglami sprawiły że załogi o 10 już były gotowe do wyjścia z portu. Dezynfekcja jachtu i na wodę. Wieje, wieje, wieje! Wreszcie łódka w przechyle, wreszcie jakieś zwroty, balastowanie, dzięki o Neptunie! Tałty błyskawicznie przemknęły za burtą, a z tej radości zrobiliśmy jeszcze kilka kółeczek pod Gołębiewskim przed mostami i dopiero później zrzucamy "szmaty" i kładziemy maszt. Część załóg popłynęła prosto na Śniardwy a część po uzupełnienie prowiantu dla obozu do Mikołajek. Zakupy zrobione przez sterników z pomocą transportową załóg w godzinkę i ruszamy dalej. Mikołajskie baksztagiem a na Śniardwach wieje i do tego tężeje. Załogi które wcześniej dotarły do jeziora meldują, że zastała ich 6 bf i na północnej części czekają przy plaży gotując obiad na polepszenie się warunków. My przy solidnej 3 bf sprawdziliśmy czy Pajęcza i Czarci Ostrów stoją dalej na swoim miejscu i akurat była pora by skierować się w stronę Stanicy żeglarskiej Niedźwiedzi róg. Nasz jeden z ulubionych porcików pustawy. Pięknie tu jak zawsze. Tylko kukurydzy brak. Mała przekąska przed wieczornym grillem i chwila czasu wolnego. Później wsłuchując się w szanty grane przez załogę cumującą w pobliżu czekamy na  upieczone kiełbaski i boczek. Załogi zmęczone porywając skwierczące specjały znikają pod pokładem a my chwilę po nich też.


tl_files/kanajacht/aktualnosci/maz2020f.gifPoranne mocne podmuchy wiatru w porcie sugerowały na środę całkiem solidną porcję żeglarstwa na wodzie. Apel, toaleta, śniadanie i o 10 możemy ruszać na wodę. Nasza ocena pogody wsparta prognozami icm nie zawiodła nas, na Śniardwach solidne 4 bf. Na grocie założony pierwszy ref ale i tak solidnie gnie. Płyniemy w stronę Łuknajna i aż żal, że jezioro takie krótkie i trzeba zawracać w stronę Rogu Popieskiego. Na Mikołajskim już trochę gorzej z wiatrem ale i tak po 12 meldujemy się przy kei miejskiej. O 13 Ksiądz Proboszcz parafii św. Mikołaja czeka na nas z mszą św. za uczestników obozu. Do tego zakupy uzupełniające zapasy wykonane przez sterników i możemy ruszać dalej. Jedna rzecz tylko zmartwiła nas bardzo, zamknięty most spowodował, że wobec okrężnej, znacznie dłuższej drogi do sklepu Gospodarstwa Rybnego zrezygnowaliśmy z naszych ulubionych wędzonych sumów. Za to po drodze zgarnęliśmy pizze dla załóg i posileni ruszamy dalej. Składamy maszt, pod mosty i na Tałty. Tam sympatyczna 3 bf napędza nasze jednostki w kierunku wejścia do kanałów. Tałtowisko, Mały Kotek i przed nami Zielony Gaj. Nasz port docelowy. Cumujemy, klar portowy i przygotowujemy kociołek. Miał być jeszcze tradycyjny mecz siatkówki kadra - uczestnicy, niestety goniące nas chmury dopadły nas w momencie jego rozpoczęcia. Grać podczas deszczu niestety się nie da ale z kociołkiem lepiej. O 21 kolejka załogantów w 15 min wyczerpała jego zasoby, zupa gulaszowa zniknęła błyskawicznie a skrobanie chochli o dno oznajmiło że była niezła. Teraz czas na ukontentowanie całego żeglarskiego dnia, gitara, śpiewniki w dłoń i w nierówny bój z oryginalną linią melodyczną szant ze śpiewnika. Wszystko w granicach folku. Chociaż tą granicę ze sporą dozą determinacji przesuwaliśmy tak do północy w bliżej nieokreślonym kierunku.


tl_files/kanajacht/aktualnosci/maz2020g.gifPrzelotne, wieczorne opady z dnia poprzedniego niestety storpedowały nasz plan na mecz siatkówki a ranek, też niestety tych warunków nie poprawił. Mimo że nie padało, to mokra trawa na boisku groziła kontuzjami. Apel, śniadanie i powoli opuszczamy gościnny Zielony Gaj, przed nami pozostała część kanałów. Godzinę później po wyjściu z nich krótki postój na pierogi, jakżeby inaczej niż z jagodami skoro jesteśmy prawie na Jagodnym. O 15 meldujemy się na Niegocinie, wcześniej szybko pokonując zarówno Jagodne jak i Boczne. Kładzenie i stawianie masztu idzie już bardzo sprawnie więc mosty wcale nie zatrzymują nas na długo. Niegocin wita nas solidną 3 bf. Aż żal zawijać do portu. Chociaż dzisiaj naprawdę warto zacumować w oczekiwaniu na kolację. Nasza zaprzyjaźniona jadłodajnia regionalna Margot w Wilkasach specjalnie dla nas przygotowała się na 19, po godzinach otwarcia, na zgłodniałych żeglarzy. A tam ... coś na co warto czekać aż znowu zawitamy na Mazury: PIEROGI ZE SZCZUPAKIEM. Kto się z naszych załóg nie skusił niech żałuje. Wyborne. W porcie, zazwyczaj pełnym łódek pusto. Z tawerny rozlegają się dźwięki szant, Grzegorz Polakowski dzisiaj przygrywa nielicznym załogom. Witamy się a po chwili spotykamy kolejny nasz zaprzyjaźniony zespół - "Oj Tam".  Tym razem mini koncert przenosi się na nasze jachty. Mimo swoich codziennych koncertów Marek z Tatianą nie odmawiają nam wspólnego szantowania. Niecnie wykorzystujemy ich do ... późna, bardzo późna. A Bieszczadzkie Anioły chyba nam wybaczą że na zakończenie zamieniliśmy je na Mazurskie. Tu też na pewno bywają, a nas trąciły skrzydłem już dawno temu.


tl_files/kanajacht/aktualnosci/maz2020h.gifRankiem kolejnego dnia pustawy port PTTK wyglądał jeszcze smutniej niż wczoraj, mimo słońca które zazwyczaj budziło gwarną brać żeglarską a teraz nie bardzo miało kogo. Dobrze, że chociaż my byliśmy :). Poranny apel i dla chętnych wyjście do parku wodnego. Później śniadanie, klar do wyjścia i powoli opuszczamy keję. Jedni w kierunku kanału Niegocińskiego a inni Łuczańskiego. W Giżycku musimy pojawić się zgodnie z rozkładem pracy obrotowego mostu by móc się przeprawić się na północ. Pogoda coraz bardziej się psuje a Kisajno wita nas deszczem. To Mazury płaczą za nami ale jeśli to był wyraz smutku to na wysokości Dębowej Górki już chyba spazmy rozpaczy. Nadciągająca burza ze wschodu i ulewny deszcz zmuszają nas do schowania się w zatoczkach wyspy lub kotwiczenia w osłaniających nas szuwarkach Łabędziego Szlaku. Po 40 min. możemy ruszać dalej. Na szczęście pojawił się całkiem przyjemny wietrzyk i przy 3bf ochoczo wypełniającej żagle halsujemy w kierunku Harszu. O 18 wszystkie jednostki przy kei w przystani Zdorkowo, klar portowy, obiad i na wieczór przygotowujemy ponownie kociołek. Tym razem na wyraźne życzenie załóg. Ognisko już rozpalone a z pod pokładu słychać stukające o deski do krojenia noże. Grupowe siekanie składników idzie nam coraz lepiej. Teraz jeszcze tylko godzinka i możemy otwierać bulgoczącego Strogonowa. Reszta wieczoru tradycyjnie po mazursku, przy ognisku, z gitarą i piekącą się kiełbaską. Dla części załóg też tradycyjnie - pod pokładem. Im później, tym bardziej gwar rozmów ucicha ale i tak naszą ciszę nocną z okazji zielonej nocy przesunęliśmy o kilka długich chwil. Wreszcie i my, i Zdorkowo i Mazury zasypiamy - tak na smutno, bo jutro już ostatni dzień naszej wyprawy.


Jak pisałem naszą relację z ostatniego dnia rejsu mijaliśmy Warszawę. Już tylko szanty w głośniku przypominały, że jeszcze rano dzień wcześniej w Zdorkowie osłonięci trzcinami cieszyliśmy się co prawda chłodnym, ale słonecznym porankiem nad Darginem. Mazury pożegnały nas słońcem i wiatrem, który pozwolił nam szybko pokonać Mamry, w zasadzie na jednym baksztagowym halsie. Wcześniejsze złożenie i postawienie masztu pod mostem na Harszu po tygodniu ćwiczeń jak z książki instruktażowej. W porcie zdanie jednostek przebiegło bezproblemowo, usterek brak, uszkodzeń też, jeszcze tylko wspólne zdjęcie pamiątkowe i mogliśmy się pakować do autokaru. A 200 km dalej i kilka godzin jazdy później już tęskniliśmy, nawet za tymi burzami i ulewami nocnymi. Taka magia Mazur.

tl_files/kanajacht/aktualnosci/maz2020i.gif

Dziękuje wszystkim Uczestnikom rejsu, którzy w tym trudnym okresie wyruszyli z nami na tę wyprawę. Mam nadzieję, że nikt nie żałuje, zwłaszcza Ci którzy popłynęli z nami pierwszy raz. Dziękuję Rodzicom za zaufanie tym bardziej, że tym razem pojawiło się kilka dodatkowych znaków zapytania nad rejsem. Oczywiście ogromne podziękowania Kadrze, która dokładała wszelkich starań, by było radośnie, żeglarsko, sprawnie, a przede wszystkim bezpiecznie. Bo magiczny klimat Mazur to nie tylko same Mazury, to my wszyscy, którzy każdy z osobna do tej magii dokłada odrobinę własnego czaru. Zostawiliśmy za sobą nasze żeglarskie problemy i dotarliśmy do domu. Mam nadzieję, że bogatsi o wiedzę, doznania i przyjaźnie z ostatniego  naszego wspólnego tygodnia żeglowania.

 

Dziękując za rejs wszystkich serdecznie pozdrawiam i liczę na niejedno jeszcze spotkanie gdzieś na mazurskim szlaku.

 

 

tl_files/kanajacht/galeria2.png

 

Wróć